W Sopocie już od jakiegoś czasu działa nowa restauracja w zabytkowym budynku, tuż przy plaży z dużym ogródkiem. W eleganckich wnętrzach serwowana jest kuchnia europejska z naciskiem na akcenty włoskie, francuskie, ale też regionalne. Co takiego wybrałam w menu i czy mi smakowało? Chodźcie czytać wpis!
Restauracja Nowosopocka
ul. Emilii Plater 7/9/11
Sopot
(na przeciwko przystani rybackiej)
Restauracja Nowosopocka, bo to o niej mowa, znajduje się dosłownie na przeciwko przystani rybackiej w Sopocie, czyli praktycznie tuż obok plaży. Zabytkowy, odrestaurowany budynek powinien wpaść Wam w oko, jeśli będzie obok przechodzić. Restauracja posiada naprawdę wieli ogródek, z którego warto skorzystać w upalne popołudnie albo ciepły wieczór.
Wnętrze restauracji jet eleganckie i przytulne, a w środku jest też bardzo jasno i przejrzyście, tak jak lubię. Sala restauracja jest bardzo duża i na zdjęciach widzicie tylko połowę, bo na drugiej części znajdowało się przyjęcie i to jest naprawdę świetnie miejsce na jakieś większe okazje. Dominuje jasne drewno i odcienie szarości. Ciemnymi akcentami podkreślono bar.
W karcie dań znajdują się dania z kuchni europejskiej, a w menu widać włoskie i francuskie wpływy. Znajdziecie tu sporo pozycji bezglutenowych. Tym razem na obiedzie byłam z moją mamą z okazji Jej imienin i jakoś tak wyszło, że przetestowałyśmy owoce morza i ryby, ale mięso oczywiście też jest w menu, chociaż nad morzem to wypada zjeść przecież rybkę :).
Rozpoczęłyśmy obiad dwoma pysznymi przystawkami, pierwsza z nich to krewetki z patelni za 32 zł – szczerze mówiąc myślałam, że będą serwowane na patelni. Nie zmienia to jednak faktu, że były to krewetki idealne, bo w klasycznym sosie na bazie masła, wina, z czosnkiem, ostrej papryczki i kolendrą, który tak lubimy. Same krewetki były świeże, a sos tak dobry, że grzankami go wyjadałyśmy.
Drugą przystawką był tatar z łososia podany z chipsem i ciepłymi, chrupiącymi grzankami. Widzę, że tatar znikł już z menu (w restauracji byłam w połowie czerwca), a szkoda, bo był naprawdę dobry. W środku posiekany był z ziołami, cebulką i papryczką. Kosztował około 35 zł.
Bardzo ciekawa byłam toskańskiej zupy rybnej (17 zł), która okazała się bardzo przyjemną i delikatną zupą we włoskim stylu. W środku pływały kawałki łososia i białej ryby, oliwki, kalmary oraz pomidory. Bardzo dobra cena jak za zupę rybną.
Jak wiecie, prawie zawsze zamawiam ryby w restauracjach i już trochę znudziły mi się banalne kompozycje. Zachęcona opinią obsługi zamówiłam więc doradę w liściu bananowca z borowikami, frytkami z batatów i sałatką (59 zł). Danie prezentowało się bardzo ciekawie i egzotycznie. Ryba była soczysta, pomimo, że mięso dorady jest chude, a w środku nafaszerowana była grzybami. Frytki mogłyby być lepiej odsączone z tłuszczu, ale bardzo pasowały mi do ryby. Warzywa w sałatce świeże i skropione sosem. Ogólnie bardzo smaczna i ciekawa propozycja rybna, ale cena dosyć wysoka. I ta zabawa z ośćmi, no ale taki urok dorady, że najczęściej podawana jest w całości.
Daniem, które stało się naszym numerem jeden był smażony sandacz na puree z pieczonymi warzywami (46 zł) – obecnie w menu jest sandacz na zielonych warzywach w tej samej cenie. Na talerzu znalazły się aż 3 kawałki pysznego sandacza, który pozostał królem wśród smacznych dodatków. Kremowe puree i pieczone z miodem marchewki oraz kiełki groszku bardzo fajnie tu zagrały. Mam nadzieję, że sandacz w tej formie wróci i będziecie mogli go skosztować, bo to doskonała propozycja! Danie pięknie prezentowało się na talerzu. Porcja naprawdę spora, na szczęście, dzięki uprzejmości obsługi mogłyśmy zabrać część dania na wynos.
W między czasie popijałyśmy koktajle – Aperol Spritz i Cosmopolitan.
Jest coś na co muszę zwrócić uwagę – obsługa choć miła i sympatyczna to nie była w pełni nami zainteresowana. Choć wzięłyśmy danie główne na wynos to wypadałoby zapytać, czy mamy ochotę na deser oraz kiedy widziała, że miałyśmy już wypite koktajle podpytać, czy chcemy coś jeszcze do picia. Tym sposobem nie zjadłyśmy deseru, a czekałyśmy, czy nas podpytają o to.