Słyszeliście kiedyś o dwóch restauracjach w jednym lokalu? Nie? Ja też nie, ale już teraz możecie w Gdańsku przekonać się jak to jest! Alchemia Wina i Sugoi Sushi to dwie restauracje w jednym wnętrzu, to lokal podzielony na dwie części. Bardzo intrygujący i odważny koncept! Udało mi się sprawdzić jedną ze stron restauracji, czyli Alchemię Winę z kuchnią śródziemnomorską i winiarnią. Jak było? Chodźcie sami się przekonać- jest też filmik.
Alchemia Wina – lokal zamknięty
aleja Grunwaldzka415
Gdańsk
(budynek Alchemia,w pobliżu SKM Przymorze)
Na początku zapraszam Was na kilka krótkich ujęć filmowych.
Alchemia Wina to restauracja zlokalizowana na pograniczu dzielnicy Przymorze i Oliwy, w nowoczesnym budynku Alchemia, nieopodal stacji SKM Przymorze czy Hali Olivii. Lokalizacja dosyć trudna, tak mi się wydaje, bo z jednej strony pędzą tędy tłumy studentów na uczelnię, a z drugiej zapracowani korpoludzie. Miałam mieszane uczucia, czy w tym miejscu mogło powstać coś eleganckiego i naprawdę pysznego? Okazuje się, że można – mile się zaskoczyłam! Chodźcie czytać dalej!
Tak jak napisałam Wam we wstępie – to pierwszy taki koncept w Trójmieście, gdzie dwie restauracje z różną kuchnią zlokalizowane są w tym samym miejscu! Wnętrze podzielono na dwie części i łatwo się połapać, która część to Alchemia Wina (wiadomo ta z winami), a która to Sugoi Sushi z japońską kuchnią (ta z wielkim akwarium i rybkami na ścianach). Jednak granica nie jest tu wyznaczona, możecie korzystać z obu kart menu i siedzieć gdzie tylko chcecie. To daje nieograniczone możliwości – przystawka z kuchni włoskiej, na danie główne sushi, a deser może stąd i stąd? 🙂 Jeżeli Wy lubicie kuchnię włoską, a Wasza połówka kuchnię japońską to od dziś możecie przychodzić do Alchemii Wina i Sugoi Sushi. Pełen kompromis, dla każdego coś dobrego. Fajnie, prawda? 🙂
strona restauracji Alchemia Wina |
w oddali restauracja Sugoi Sushi |
Dziś skupmy się jednak na Alchemii Wina i śródziemnomorskich klimatach. Wnętrze nafaszerowane jest winami, które są dosłownie wszędzie. Wnętrze jest eleganckie, dominują ciemne ściany, stoliki z jasnego drewna z akcentem na czerwień i półki z winami. Centralnym punktem jest szyba, za którą można podziwiać kuchnię – albo kuchnia może podziwiać jak my ze smakiem zjadamy ich dania :).
Czymże rozpocząć ucztę w Alchemii Wina? Oczywiście aperitifem, czyli alkoholem podawanym na pobudzenie apetytu. Dobrym proscecco nigdy nie pogardzę :).
Menu nie jest przydługie, znajdziecie w nim dania z kuchni śródziemnomorskiej, z mocnym akcentem na kuchnię włoską. Kartę dań podzielono na takie sekcje jak przystawki, zupy, sałatki, makarony, dania główne, owoce morza i desery.
Rozpoczynamy standardowo od przystawek, które są dla mnie najlepszym przysmakiem w restauracjach. W tym miejscu kilka razy kasowałam różne zdania, ale nie będę owijać w bawełnę, rozpisywać się na ten temat, napiszę wprost – w Alchemii Wina zjadłam najpyszniejszą ośmiornicę! Na samo wspomnienie zaczynam mieć ślinotok! Mackę ośmiornicy zaserwowano na sosie z masła i wina, z czosnkiem, chili i pietruszką podane z kawałkami focacci (34 zl). Był to też najpokaźniejszy kawałek ośmiornicy jaki dostałam w trójmiejskich restauracjach. Jeśli nigdy nie próbowaliśmy takiego mięsa to musicie spróbować je właśnie tu! Sztos nad sztosami!
Paweł wybrał sobie salsiccia al forno, czyli robione na miejscu zapiekane, pikantne kiełbaski podane na sosie pomidorowym z papryką i również focaccią (19 zł). Przystawka typowo męska, porcja spora, mięso delikatne i aromatyczne z wyczuwalnymi ziołami podane na sosie paprykowo-pomidorowym, które przypominało mi leczo.
Nazwa restauracja nie powstała znikąd, bowiem winiarnia jest tu pełna zasobów, dostaniecie tu naprawdę szeroki wybór win z winnic z całego świata. Obsługa jest tu doskonale przeszkolona i na pewno pomoże Wam wybrać odpowiednie wino do dania czy nastroju. W restauracji wykorzystywane są specjalne karafki napowietrzające wino, które pozwalają wydobyć ich aromat (koniecznie zobaczcie to na filmie – klik). W restauracji używany jest także sprzęt Coravin, który pozwala na picie wina bez jego otwierania! Dzięki temu możemy pić także droższe wina, bo są również sprzedawane na kieliszki (a zazwyczaj trzeba kupić całą butelką). Na filmie pokazałam Wam jak wygląda „otwieranie” takiej butelki – ten system działa jak korkociąg, ale w korek wbija się chirurgiczna igła! Normalnie magia!
Do moich owoców morza kelner dobrał mi doskonałe wino Hibernal z polskiej winnicy Turnau, w którym mogłabym się rozpłynąć. Niezwykle zaskakujący okazał się fakt, że to białe, półsłodkie wino pachniało mi egzotycznymi owocami, a przecież powstało w naszej Polsce! Musicie koniecznie spróbować!
Do policzków wieprzowych podano czerwone wino ze szczepem Merlot – Villa Capodilista.
Przed opisem dań głównych chciałabym zwrócić Waszą uwagę na piękną porcelanę, w której zaserwowano dania. Jak kuchnia śródziemnomorska to dla mnie obowiązkowo owoce morza, jak kuchnia włoska to makarony – tą drogą dedukcji zamówiłam tagliatelle z owocami morza (32 zł). Danie bardzo poprawne, dobry makaron ugotowany al dente (sprowadzany z Włoch), sporo owoców morza w środku i aromatyczny, choć klasyczny sos na bazie wina, czosnku, masła i pietruszki. Sos cudownie pachniał winem! Bardzo mnie ucieszyło, że sosu była odpowiednia ilość – nie za mała, nie za duża.
W restauracji można trafić na danie dnia i podczas naszej wizyty były to policzki wieprzowe podane na puree z marchwi i pomarańczy z gnocchi. Bardzo lubimy nieszablonowe propozycje, więc Paweł się skusił i nie żałował :). Po pierwsze estetyka podania na najwyższym poziomie, pięknie całość prezentowała się na turkusowej porcelanie. Po drugie danie – niebo w gębie. Rozpływające się, mięciusieńkie mięso, bardzo dobre kluski – o konsystencji jaką lubię najbardziej, takie dosyć sprężyste i aromatyczne ciekawe puree i sos pieczeniowy na bazie czerwonego wina. Ta propozycja powinna znaleźć się na stałe w menu!
Po tak wspaniałych wcześniejszych propozycjach kusiła nas jeszcze pizza, ale wiedzieliśmy, że musimy zjeść jeszcze desery, a raczej chcemy! Wpadłam na pomysł, że sprawdzimy tą pizzę i zabierzemy na wynos na kolacje, szef kuchni kręcił trochę nosem, bo sami wiecie, jak to jest z pizzą, która trochę poleży. A ta poleżała i dalej była pyszna! Spróbowaliśmy wersji z gruszką, kozim serem, oliwa truflową i parmezanem za jedyne 22 zł. Bardzo się cieszę, że odkryliśmy nie tylko restaurację na romantyczne kolacje, ale też z dobrą pizzą w dobrej cenie.
W karcie znajdują się dwa desery – tiramisu (16 zł) i fondant czekoladowo-orzechowy (18 zł), ale dostępna była także dodatkowo beza. Postawiliśmy na klasyki z karty, oba desery bardzo smaczne, ale to fondant z lodami waniliowymi i żelem z czarnej porzeczki zrobił tu furorę. Tiramisu było smaczne i poprawne, choć serwowane na dużym biszkopcie, a nie na małych biszkopcikach.
Ale tam ładnie 🙂
🙂
Moja NAJulubiona restauracja w Trójmieście <3 !!!
O proszę a co najbardziej lubisz z karty?