Jest taka piekarnia w Gdańsku, w której czas się zatrzymał, ale czuć tu zapach świeżego pieczywa przeplatany miłością do pieczenia. To piekarnia z duszą, gdzie dostaniecie prawdziwy chleb jak z naszego dzieciństwa. Proszę przeczytajcie tą historię choćby dla szacunku do Pana Ryszarda, który codziennie rano od wielu lat pomimo upływu czasu specjalnie dla Was wkłada serce w wypieczenie każdego bochenka chleba.
Piekarnia Ryszard Majchrowski
ul. Dolna Brama 12
Gdańsk
(czynne w dni powszednie od godz.6 do 14)
Już od kilku lat słyszałam, że na Dolnym Mieście w Gdańsku znajduje się klimatyczna piekarnia, w której można kupić niesamowity chleb bez sztucznych dodatków. Pamiętam, że kiedyś w środku świątecznego dnia poczułam w okolicy zapach chleba, ale nie wiedziałam, że to stąd, z tej słynnej piekarni.
Podczas otwarcia bistra Pomelo (klik) miałam możliwość poznać Pana Ryszarda Majchrowskiego wraz z piękna żoną i chwilę, a nawet dłużej porozmawiać o historii piekarni i o tym jak Pan Ryszard został piekarzem. Wiedziałam, że będę musiała Wam opowiedzieć tą historię i pokazać tą piekarnię na blogu! Wy musicie tu po prostu przyjść, zobaczyć, kupić i posmakować!
Historia piekarni rozpoczęła się w 1945 roku, w którym to ojciec Józef Majchrowski przeniósł się wraz z rodziną do Gdańska i jako mistrz piekarstwa otworzył na Chełmie swoją piekarnię. Piekarnia działała tam do lat 70 z przerwami związanymi ze zmianami politycznymi. W związku z budową alei Armii Krajowej budynek został przeznaczony do rozbiórki. W zamian Pan Józef otrzymał piekarnię przy Dolnej Bramie 12, która była kiedyś piekarnią, potem magazynem i rozlewnią wody sodowej. Pomieszczenie trzeba było wyremontować i w końcu 17 stycznia 1973 roku upieczono tu pierwszy chleb, który pieczony jest aż po dzień dzisiejszy.
Ryszard Majchrowski pomagał swojemu ojcu, kiedy było trzeba, ale nie chciał zostać piekarzem. Skończył samochodówkę, został inżynierem mechaniki na Politechnice Gdańskiej, potem pracował m.in. przy projektowaniu dźwigów stoczniowych czy Żegludze Gdańskiej. Z ojcem Józefem pracował młodszy brat Pana Ryszarda, ale wyjechał za granicę, a Polskę zastał stan wojenny. Pan Ryszard musiał pomóc ojcu i zastąpić młodszego brata. Przyszedł do pracy 1 kwietnia 1982 w Prima Aprilis – pomyślał, że to niezły żart i został w piekarni aż do dzisiaj :).
Ten przedwojenny piec opalany węglem ostał się do dziś, ciągle jest używany, nie ma chwili wytchnienia. Pewnie mało jest jeszcze takich reliktów w Polsce. Pan Ryszard śmieje się, że na piecu są inicjały MR i to było Jego przeznaczenie po prostu.
Kiedy rozmawiałam z Panem Ryszardem spytałam, czy mogłabym Wam, moim czytelnikom pokazać ten piec i wnętrze piekarni to powiedział, że nie ma sprawy, ale widzimy się… dokończyłam „rano”. Ależ się myliłam! Praca na produkcji w piekarni rozpoczyna się około 19 godziny, aby na rano przygotować kilkaset bochenków. Przyznam szczerze, że nie dałam rady wpaść tutaj w nocy, aby zrobić Wam zdjęcia wyrastających bochenków, ale w urlopowy dzień wybrałam się z rana (dla mnie z rana, bo około 9 godz. tu dotarliśmy) i zobaczyłam jak nie wiele pieczywa zostało! Co chwilę przychodzili stali klienci i pakowali dla lnianych toreb cudowne wypieki z piekarni.
Chleby powstają tu na zakwasie i podstawowe produkty to mąka, woda i sól. Nie ma tu w składzie spulchniaczy i innej chemii, choć Pan Ryszard szczerze przyznaje, że raz spróbował w latach 90 i przyniósł ojcu spulchniacze. Kiedy ojciec zobaczył jak to pyli, że trzeba używać rękawice i okulary ochronne przy użyciu stwierdził, że „koniec z eksperymentami, nie będę karmił chemią ludzi”.
Miałam ogromne szczęście, że podczas wizyty w piekarni spotkałam pana Ryszarda, który był już po pracy (po nocce) i zaprosił mnie do środka bym pstryknęła kilka zdjęć dla Was. Przyznam szczerze, że ręce trzęsły mi się z wrażenia i byłam pod ogromnym wrażeniem. Kawał historii – sami zobaczcie.
Dzięki uprzejmości zdolnego fotografa Karola Kacperskiego pokazuję Wam też samego pana Ryszarda przy pracy.
fot. Karol Kacperski |
fot. Karol Kacperski |
W piekarni pracuje i pomaga właścicielowi pan Tomek, który nie boi się ciężkiej pracy i ma talent, jak mówi pan Ryszard. Praca piekarza to nie łatwa i prosta sprawa, bo nie ma, że boli czy się zabalowało, trzeba przyjść i piec chleby, abyśmy my rano mieli co zjeść na śniadanie. Dzieci pana Ryszarda wybrały inne drogi, jak kiedyś on sam, dlatego nie ma im tego za złe, ale ja po cichu liczę, że może kiedyś los się odmieni i piekarnia dalej będzie tą słynną rodzinną piekarnią.
Na ścianie w sklepiku wiszą dumnie dyplomy Majchrowskich.
W ofercie piekarni znajduje się m.in.:
- Chleb oliwski – 2.40 zł
- Chleb razowy zwykły – 2.60 zł
- Chleb ziemniaczany – 2.60 zł
- Chleb razowy ze słonecznikiem – 2.80 zł
- Chleb żytni – 5.30 zł
- Bułka zwykła mała – 0.70 zł
- Bułka razowa – 0.70 zł
- Bagietka – 2.20 zł
- Bułka paryska – 2.20 zł
- Placek pita – 1.30 zł
- Rogal mały – 1.20 zł
- Chałka duża – 4.00 zł
- Bajgel – 1.20 zł
- Drożdżówka – 2.20 zł.
Czy Wy widzicie te ceny? To pieczywo ma tak konkurencyjne ceny, jest bez chemii, formowane jest ręcznie, wypiekane w starym kaflowym piecu! Szok!
Mam też dla Was dobrą wiadomość, że jest kilka sklepów współpracujących z piekarnią: zakładka „współpracujące sklepy”.
W piekarni kupiliśmy chleb oliwski, który smakował jak za dawnych lat (oliwski ma dodatek drożdży) i doskonały razowy ze słonecznikiem (przyznam, że kolor i smak mnie zaskoczył, to straszne, że przyzwyczaiłam się do chleba barwionego np. karmelem…). Bułeczki przypomniały mi dzieciństwo. Pieczywo było dobre następnego dnia! Drożdżówki, czyli szneki z dżemem, które z tej piekarni pamięta nawet mój tata miały tyyyyle marmolady! Mój tata pamięta też, że cała szkoła chodziła na pyszne paluchy! Drożdżówki jadłam odrobinę lepsze, ale czy bez bez dodatków?
Wow jakie cudowne miejsce <3 kawal dobrej historii ! Wszystko tak przepysznie wyglada, ze az glodna sie zrobilam !
http://www.martko.pl
Poluje na te bułeczki pyszne już od dawna, szkoda, że tak szybko się wyprzedaje wszystko, bo też wstaje późno 🙂
Wygląda obłędnie :d uwielbiam takie stare klimatyczne miejsca 🙂