ul. A. Abrahama 41
Gdynia
Restaurację Krew i Woda sygnowaną własnym nazwiskiem otworzył znany szef kuchni Mariusz Pieterwas razem ze swoją żoną. Przez prawie rok prowadzili bistro na Wiczlinie, a po sukcesie, którzy odnieśli postanowili otworzyć w centrum Gdyni restaurację z prawdziwego zdarzenia, gdzie mogą pokazać swój talent kulinarnym w najlepszym wydaniu dla większej liczby gości.
Wnętrze restauracji zyskało odmieniony charakter, bo zostało zaadaptowane po poprzedniej restauracji. Pozostała otwarta kuchnia, ale nieco ją zabudowano, dzięki czemu wzrok kucharzy nie będzie krępował gości. Głównym motywem jest bogata ekspozycja win oraz akwarium, w którym często pływają świeże ostrygi i homary. Ze stołów zdjęto białe obrusy, nie jest to restauracja ze sztywną etykietą – tutaj każdy ma prawo czuć się dobrze, bo jest przytulnie.
Nazwa restauracji Krew i Woda nawiązuje do odmiennych charakterów właścicieli, ale także do dań, które znajdują się w menu – jest mięso, ryby i owoce morza. Nie zabrakło także dań, które zyskały popularność w poprzednim lokalu – taki ukłon w stronę stałych gości, bardzo się nam to spodobało ( zupa tajska i burger z dorszem są dostępne, to bardzo dobra wiadomość). W karcie dań niewiele jest pozycji dla wegetarian, ale na życzenia kuchnia przygotuje pełen zestaw – podobnie jest z daniami bezglutenowymi. Nie bójcie się pytać, bo właściciele sami stosują te diety :).
Wśród napojów dostępne są bardzo oryginalne piwa np. Ale Browar – jestem przekonana, że Was zaskoczą :).
Oprócz stałej karty menu z sezonowwymi daniami, co tydzień pojawia się nowa karta lunchowa. Skorzystaliśmy z propozycji skosztowania lunchowej zupy krem z młodego szczawiu z ziemniakami i ogórkiem małosolonym (12 zł). Zupa była aksamitna, smaczna, a ogórek małosolony bardzo ciekawie podsycił jej smak, delikatna propozycja. Bardzo pozytywny pierwszy raz ze szczawiem.
Spróbowaliśmy także zupę a’la Bouillabaisse, czyli słynną zupę rybną (22 zł). Esencjonalna, mocno pomidorowa zupa z dużymi kawałkami dorsza, łososia i kalmarów. Propozycja obowiązkowa dla turysty. To grzech nie spróbować dobrej zupy rybnej nad morzem.
Jeśli chodzi o dania główne to oby dwa dania, które jedliśmy bardzo nam smakowały i przypadły do gustu – kuchnia spisuje się zdecydowanie na medal (a może nawet na gwiazdkę?:) ). Poniżej na zdjęciach znajdziecie risotto z kalmarami i krewetkami w doskonałym słodkawym sosie z gorgonzolą, warzywami, domowymi suszonymi pomidarami (ależ miały intensywny smak!) i zielonym pieprzem. Niezwykle kremowe, rozpływające się w ustach danie, a jakie wielkie kawałki kalmarów, które nie przypominały gumiastych kawałków z innych lokali.
Dla mnie totalnie obłędnym daniem jest karmazyn zapiekany w sosie sos bearnaise ze szparagami i ziemniakami w palonym maśle czosnkowym (56 zł). Poezja smaków! Wcześniej jadłam wędzonego karmazyna i byłam zachwycona, a teraz jeszcze bardziej. Charakterystyczna czerwona, chrupiąca skórka i bardzo delikatne, mięsiste, tłuste i białe mięso – przepyszne. Sos na bazie wina i estragonu idealnie się tu sprawdził. Za szparagami nie przepadam, w zasadzie ich nie jadłam, ale te były świetne – przygotowane metodą sous-vide. Cała kompozycja mnie zachwyciła, jak również talerz, który bym skradła do swojej kolekcji 🙂 – ręcznie wytworzony i malowany. Porcja odpowiednia, aż 200 g ryby na talerzu.
Wsród deserów znajdziecie brownie, creme brulle, zapiekany kozi ser i selekcja lodów domowych. Spróbowaliśmy dwóch ostatni propozycji. Nieco nietypowy deser, bardziej kojarzący się nam raczej z przystawek to właśnie zapiekany kozi ser na grzance podany z domowymi lodami miodowymi oraz chutneyem z mango (26 zł). Danie poprawne, zdecydowanie wyróżniające się lodami oraz dobrą konfiturą (nigdzie takiej nie jedliśmy). Jednak cena trochę wysoka, choć zdajemy sobie sprawę, że kozi ser, mango i domowe lody to nienajtańsze produkty.
Bardzo pozytywnie zaskoczyły nas domowe lody, idealnie gładkie, bez kryształków o ciekawych smakach. Burak z maliną (nutą główną gra malina, w tle delikatnie wyczuwalny burak), mango limetka i snickers – każdy rewelacyjny, jednak orzeźwiające mango wygrało bezapelacyjnie.
Chciałabym pogratulować także świetnej i profesjonalnej obsługi, równie pomocnej i sympatycznej.
Bardzo cieszę się, że mogłam zaobserwować rozwinięcie skrzydeł kulinarnych Pieterwas, z przyjemnością będę trzymać kciuki za nowe miejsce, za dalszy rozwój, za czary na talerzu, a Was drodzy czytelnicy koniecznie zapraszam do odwiedzenia restauracji, czy to w porze lunchu, czy na romantycznej kolacji. Terez szef kuchni Mariusz ugości Was w centrum Gdyni na ulicy Abrahama i na pewno oczaruje kulinarnie. Planuję sama wybrać się ponownie by spróbować ostrygę (za jedyne 12 zł!), kto się odważy? 🙂
Podsumowując – kulinarna rozkosz dla kubków smakowych.