Dzisiaj swój niedzielny obiad razem ze znajomymi zjedliśmy w ramach festiwalu Restaurant Week w restauracji Delmonico Cut Steakhouse, które znajduje się w pobliżu Motławy w Gdańsku. Moje wrażenia opiszę Wam poniżej. Zapraszam Was do zrobienia rezerwacji na największy kulinarny festiwal, opisywałam Wam już menu Taverny Zante i Seafood Station.
Delmonico Cut Steakhouse – Restaurant Week
ul. Szafarnia 11
Gdańsk
Restauracja Delmonico Cut Steakhouse to miejsce, które może poszczycić się wołowiną Wagyu, która uznawana jest za najlepszą na świecie. Hodowla bydła znajduje się w okolicach Kaszub i właśnie stamtąd pochodzi mięso serwowane w lokalu. Tak jak pisałam wyżej restauracja zlokalizowana jest w okolicach Motławy z widokiem na Wyspę Spichrzów. Restauracja w środku jest elegancka, ale czegoś mi tu zdecydowanie brakowało. Czarne krzesła i fotele, drewniane stoły, obrazy z bydłem na ścianach i trochę roślinek doniczkowych – dla mnie wciąż tu jakoś smutno, brakuje charakteru i może czegoś nowoczesnego.
W ramach Restaurant Week są do wyboru dwa menu festiwalowe za 49 zł, jedno mięsne, a drugie rybne (nie wegetariańskie jak zasugerowała obsługa, wegetarianie nie jedzą ryb!). My oczywiście przetestowaliśmy obie opcje.
I menu
Na początek moja ulubiona przystawka, czyli tatar Delmonico z polędwicy Wagyu podany z zielonym pieprzem i estragonowym aioli. Od razu w pierwszym kęsie czuć było wysoką jakość mięsa, jego delikatność i aksamitność. Mięso wymieszano z dodatkami cebulą i zielonym pieprzem, ale jak dla nas zostało zbyt drobno zmielone – szkoda, że nie było czuć struktury siekanego mięsa. Aioli było dla mnie zbędne w tym daniu, bo akurat nie przepadam za estragonem, ale grzanki miło się chrupało.
Na danie główne słynne z restauracji steki – stek z rostbefu Wagyu serwowany z ziemniakami pieczonymi z rozmarynem z sosem pieprzowym i sosem Jack Daniels podany z sałatką z cykorii, serem roquefort i orzechami włoskami. Muszę powiedzieć, że obsługa w ogóle nie spytała Panów o stopień wysmażenia mięsa, a uważam, że to poważny błąd w takiej restauracji. Jednakże nie jesteśmy wybredni, mięso podano medium w kierunku wysmażonego i to nam odpowiadało. Mięso dobre aż chciałoby się więcej go na talerzu albo chociaż tych pieczonych ziemniaków (a ziemniaki były świetne, nie były to mrożone łódeczki, ale samodzielnie przygotowane i upieczone). Na talerzu znalazł się dobry sos pieprzowy i chyba szczątki sosu na bazie Jack’aDanielsa :(. Sałatka średnio nam przypadła do gustu, jest inspirowana Francją, ale sos był niedopasowany raczej i bardzo mocno octowy. Znalazły się w niej jabłka, seler naciowy i karmelizowane orzeszki. Kawałeczki francuskiego sera owczego były bardzo malutkie. Generalnie danie na plus, ale chciałoby się więcej, a sałatka dla mnie lepsza byłaby bez sosu.
Na deser karmelizowana gruszka w sosie pomarańczowym skropiona czekoladą serwowana z gałką lodów waniliowych. Ciepłe gruszki z czekoladą podano z zimnymi lodami. Słodki deser był miłym zwieńczeniem obiadu.
II menu
Drugie menu rozpoczyna się zupą krewetkową z natką pietruszki i grzanką. Zupę podano w ciekawym naczyniu z przykrywką. Trochę zaskoczyła mnie konsystencja zupy, bo powinna być gęsta i kremowa, a była po prostu bulionem z wyraźną nutą rybną z dwoma krewetkami w środku. Smakowo poprawna, ale nie tak powinna wyglądać słynna shrimp bisque.
Danie główne w tym secie bardzo nam smakowało i przypadło do gustu – łosoś sous vide podany na blanszowanym szpinaku na puree z ziemniaków truflowych oraz sos z czarnych porzeczek. Ryba była cudownie przygotowana, niezwykle soczysta w środku i świetnie sprawdziło się przy niej towarzystwo szpinaku. Puree fioletowe jadłam pierwszy raz, było aksamitne i gładkie tak jak lubię. Dla mnie to najlepsza propozycja festiwalowa tej restauracji.
Deser również należał do tych perfekcyjnych – francuski creme brulee z waniliowym środkiem (widać było ziarenka wanilii) i chrupiącą skorupką ze skarmelizowanego cukru. Mniaam!
Jeżeli chodzi o napoje to w trakcie robienia rezerwacji na Restaurant Week możecie domówić bez żadnej dodatkowej opłaty drink z Martini, który widzicie na zdjęciu poniżej (Martini z tonikiem i limonkiem). Jedna osoba z nas zamówiła wodę 330 ml za 9 zł i jest to jednak strasznie dużo jak za małą butelkę wody (ok. 400% marży!!!).
Odnośnie obsługi to muszę powiedzieć, że nasza 3 daniowa uczta trwała aż 2 godziny i przystawki zostały zaserwowane po ponad 30 minutach. Tyle czasu czekaliśmy także na desery, dlatego liczcie się z tym, że spędzicie tu trochę czasu.
Podsumowując zapraszam Was jeszcze na kilka krótkich ujęć filmowych, które na szybko zebrałam w całość. Jedzenie ogółem było dobre, na dużą uwagę zasługuje ryba i desery, ale muszę też podkreślić, że czuć wysoką jakość wołowiny.