Trochę żartem, trochę serio. Co roku to samo :).
Czego nie nauczył nas Tłusty Czwartek?
- kupowania pączków na zamówienie – a potem jak zawsze płacz, nie starczyło, długa kolejka, nie było tego smaku co wymarzyłeś itd.
- dobrej organizacji , a okazuje się, że Tłusty Czwartek to prawdziwy test dla cukierni na różnych poziomach
- bieżącym informowaniu przez fb / ig o aktualnym pączkowym stanie
- że pączki w małych, rzemieślniczych cukierniach/piekarniach/kawiarniach potrafią się szybko skończyć (wróć do punktu 1 i za rok zamów – no chyba, że min. ilość to 20 sztuk na zamówienie, wtedy zmień cukiernie)
- że lukier jest lepki (a jak ktoś wypieka na bieżąco i dostaniesz ciepłego pączka to może lać się po rękach)
- że czasami instagram to nie rzeczywistość
- że nadzienia jest za mało albo za dużo
- że chętnych na pączki często jest więcej niż samych pączków
- że pączki są bardzo słodkie
- że dobry pączek słono kosztuje
- że masz alternatywę do drogich pączków rzemieślniczych
- że można mieć pecha i nie trafi Ci się nadzienie
- że sporo miejsc wypieka pączki przed tłustym czwartkiem, a czwartek to najgorszy dzień na ich testowanie 😉
- że pączki wytrawne są mniej popularne, nie ma do nich kolejek, a podobno są bardzo dobre
- że zawsze możesz zrobić pączki w domu
- zrozumienia
- słowa przepraszamy, ale się staramy.
I spokojnie, to już za nami. Długo trzeba będzie czekać teraz na jagodzianki, potem na rogale marcińskie.
Słodko pozdrawiam!