Jak, co sobotę. Od lat. Coś z jajkiem musi być. Na śniadanie. Słońce na talerzu.

Jak, co sobotę. Od lat. Coś z jajkiem musi być. Na śniadanie. Słońce na talerzu.
Malutkie pyszności.
Cenię takie śniadania. Ważne przecież żeby cokolwiek zjeść. A mieć siłę na cały dzień.
Drugi raz z drożdżami. Bałam się. Jednak eksperyment udany. Wszystkim smakowało! Misja zakończona sukcesem. Wspólne ugniatanie ciasta. Czysta przyjemność.
Bo jestem uparta. I nie ma to tamto. Postanowione, to muszę zrobić. Tak było z tymi placuszkami.
Przypomniał mi dzieciństwo.
Dynię u babci.
Babciną dynię na occie.
Babcine pyszne ciasta.
Trzeba iść po te przepisy...
Dzwonek budzika wyłączam. Idę dalej spać. Budzę się nagle... I wiem, że już nie zdążę zjeść śniadania o 8.00. Dlatego jem po zajęciach, o 12...
Pierwszy mroczny makijaż.
Pierwsza dynia.
Pierwsza nasza dyniowa twarz.
Chwila dla siebie. Chwila rozgrzania. Chwila delektowania się.