Będąc w Łodzi postanowiliśmy odwiedzić restaurację, która zaserwuje nam typowe lokalne, regionalne jedzenie, które tak ciężko było nam znaleźć w zeszłym roku. Piwnica Łódzka pozwoli nam odkryć polskie i łódzkie smaki. 

Piwnica Łódzka
ul. Sienkiewicza 67
Łódź
(zejście w dół do piwnicy)
Piwnica Łódzka to restauracja, która została otworzona latem, także istnieje dosyć krótko, ale zbiera same pochlebne opinie. Postanowiłam to sprawdzić na własnej skórze, a może lepiej powinno brzmieć, że na języku :). Do restauracji faktycznie schodzi się po schodkach w dół, do piwnicy, po czym przez ciężkie drzwi wchodzi się do środka, niczym do innej krainy. Wnętrze restauracji jest jednocześnie nowoczesne, ale zadbano by ściany były przydymione niczym stara piwnica, a na półkach znajdowały się słoiki z przetworami. Akcent w postaci wrzosów i zielonych obrusów bardzo mi się podoba. 







Menu jest krótkie, więc jestem spokojna o jakość dań. Spośród przystawek decydujemy się na ozory w galarecie z sosem chrzanowym za 11 zł i na lepioszek podany z kwaśną śmietaną. Moje pierwsze spotkanie z ozorkami zakończone pozytywnie, ależ to była dobra galaretka - z marchewką, selerem, doskonałym mięsem i z pysznym sosem chrzanowym, do dania podano też cytrynkę i pieczywo. Lepioszek to taki ziemniaczany placek z mięsem w środku, w tym wypadku z mięsem z pręgi wołowej, z marchewką i majerankiem, bardzo smaczna propozycja, zupełnie nam nieznana. 






Jedno z dań głównych, które zamawiamy to żeberko w sosie własnym z żelaznymi kluskami za 24 zł. Mięso smacznie, łatwo odchodziło od kości, było miękkie, sos własny, jak u mojej mamy, a kluski żelazne bardzo ciekawe - to kluski przygotowywane z tartych, surowych ziemniaków. Kiedy podano mi talerz wydała mi się to taka mała porcja, a tu były aż 3 kawałki mięsa i kluski bardzo syte. Zdecydowanie można się nimi najeść :). 




Drugie główne danie, które wybieramy to pieczona golonka podana z czerwoną kapustą, pieczonymi ziemniakami i musem z antonówki. Golonka była mięciutka, naprawdę dobrze przygotowana, mięso rozpływało się w ustach, a z jabłkowym musem smakowała po prostu wybornie. Pieczone ziemniaczki wybitne. 




Brzuszki mamy już naprawdę przepełnione, ale decyduję się na deser - piernik marchewkowy (9 zł). Totalne zaskoczenie, zarówna forma podania, jak i smak okazał się pyszną niespodzianką. Piernik podano w otuleniu nitkami karmelu, sam piernik wilgotny, pełen orzechów (zupełnie inny niż ciasto marchewkowe), karmel przełamany kwasotą i gorzkością jarzębiny - niebanalnie, z pomysłem, pysznie! Koniecznie spróbujcie, tym bardziej, że Szef Kuchni z wykształcenia jest cukiernikiem. 



W restauracji można napić się za 5 zł zsiadłego mleka, kompotu lub podpiwku - my wybraliśmy dwa ostatnie oraz herbatkę.  Niedługo będą dostępne też napoje alkoholowe. 



Podsumowując, regionalne jedzenie w najlepszym wydaniu z nutą nowoczesności znajdziecie w Piwnicy Łódzkiej. Wizyta w tej restauracji nie spowoduje u Was bankructwa, bo dania są w przystępnych cenach. Obsługa była pomocna i sympatyczna. To, co nas najbardziej zaskoczyło to otwartość Szefa Kuchni Sebastiana Spychały na klientów restauracji, Szef doglądał każdego stolika, czy jedzenie smakuje, czy wszystko jest w porządku, ale było to robione naturalnie, nie wymuszone i też nienatrętnie. Z przyjemnością rozmawialiśmy o tym, jak powstał pomysł na taką restaurację i gratulowaliśmy pomysłu. Szef stawia na wysoką jakość produktów, kupuje je od mniejszych przedsiębiorców, ale wtedy ma pewność jakości. Restauracja jest rodzinna, mąż na kuchni, żona menadżer, a babcie przygotowały słoiczki z marynowaną papryką, które dostaje każdy klient po zjedzonym posiłku. Takie małe, a jak cieszy :). 


Po raz drugi miałam okazję zostać blogiem partnerskim targów żywności regionalnej i ekologicznej Natura Food 2014. Podobnie, jak w zeszłym roku było wielu ciekawych wystawców. Cieszyła mnie możliwość ponownego spotkania z osobami, z którymi miałam okazję współpracować. Na targach Natura Food podoba mi się to, że w zasadzie prawie każdy wystawia swoje produkty do degustacji, jeśli są to konfitury to pokazane są wszystkie smaki, jeśli miody większość rodzajów - nie ma tutaj skąpstwa. Coraz mniej jest hostess, a produkty reprezentują osoby, które je wytwarzają i produkują. Kiedy rozmawia się z wystawcami to ciężko im przerwać, bo opowiadają z taką pasją i czułością do swoich wyrobów, co oczywiście w pełni rozumiem. Na targach zrobiliśmy naprawdę spore zakupy! Obejrzyjcie niżej fotorelację - uwaga dużo zdjęć. 








 















 Spotkanie z Asią - blogerką kulinarną :).








Wódki regionalne przykuły nasze oko - może dlatego, że kochamy Zakopane? :)







Swoje stanowiska miało także Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, które zwracało uwagę na Kobiecą Spółdzielnię z północnej Autonomii Palestyńskiej, w której przetwarzane są hodowane przez kobiety rośliny, potem przetwarzane i sprzedawane. PCPM szuka nowego rynku zbytu w Polsce i nie tylko, aby kobiety mogły mogły robić to na większą skalę, dzięki czemu zmniejszy się skala biedy. 
















Bardzo dobre, naturalne, esencjonalne produkty od p. Józefa Siadaka, ekologia spod strzechy. W szczególności polecam syrop różany z płatków róży - coś niesamowitego i bardzo aromatycznego!






ETERNO - zawsze z sentymentem, jedna z moich pierwszych współprac, cytrynki w rumie uwielbiamy, a ekipa zawsze taka radosna i serdeczna :).




Twój Ogród to przepyszne konfitury, w szczególności ta z mirabelki, które również miałam okazję testować. Każdy będzie nimi oczarowany, a p. Paweł, który sam je przerabia dba o ich jakości i Wam to zapewni.





Podczas targów były kulinarne pokazy, my trafiliśmy na pokaz Joli Słomy i Mirosława Trymbulaka.








Kurier Warzywny za moją zgodą częstował pasztetem z eko cukinii z mojego przepisu, który cieszył się powodzeniem, jak widziałam :). 




 Obowiązkowo musieliśmy zaopatrzyć się w miody z naszej ulubionej pasieki Pucer :).



Nasze zakupy :) Musieliśmy porządnie zabezpieczyć produkty, żeby mogły przejechać z nami pół Polski, ale wszystko dojechało w całości. Dziękuję wszystkim za prezenty i za udane zakupy :).


Podczas mojej wycieczki do Torunia miałam punkt obowiązkowy do odwiedzenia - to właśnie restauracja Róże i Zen. Miejsce polecane było w Internecie ze względu na niesamowity klimat, który koniecznie chciałam poczuć...I powiem Wam, że jeszcze nigdy nie byliśmy w tak klimatycznym i magicznym miejscu. Zachęcę Was bardziej, jeśli powiem, że kręcono tutaj serial Lekarze?

ul. Podmurna 18
Toruń

Do Torunia przyjechaliśmy późnym popołudniem, więc wieczorem wybraliśmy się na romantyczny spacer po Starym Mieście. Przechadzając się uliczkami warto skierować swoje kroki na ulicę Podmurną by znaleźć nieco niepozorne miejsce ukryte za murami, czyli Róże i Zen. Miejsce idealnie nadaje się na romantyczną kolację. 


Po przekroczeniu progu restauracji od razu wyczuwa się magiczny klimat. Lokal urządzono niezwykle przytulnie, w retro stylu, który przypomina mi babcine mieszkanie. Jest pełno bibelotów, obrusy koronkowe, kryształy, obrazy, firanki, zasłonki, stare lampy, pachnie ciastem i przyjemnie gra muzyka. 









Prawdziwa magia zaczyna się, kiedy zostajemy zaproszeni do ogródka, a naszym oczom ukazuje się niesamowity widok - stoły z kwiatowymi obrusami, ze świeżymi kwiatami, z płonącymi świeczkami, pomiędzy murami z czerwonej cegły, na murach wiszą obrazy, a pomiędzy stolikami wyrastają drzewa i myśli się wtedy...chwilo trwaj.







Po chwili dostajemy menu i znowu wpadamy w zachwyt...takiego menu jeszcze nie widzieliśmy. Czyż nie jest piękne, bajkowe, romantyczne? Najpiękniejsze, jakie widziałam!




W menu znajdziemy kilka przystawek - różne rodzaje podpłomyków i tartaletek, sałatki, zupy, dania główne mięsne i rybne, dania mączne, makarony, ciasta własnego wypieku i desery. Na wieczorne przekąski wybieramy sałatkę parmeńską za 19 zł oraz podpłomyki z sałatą, ogórkiem, twarożkiem, chrzanem i kiełkami za 13,50 (standardowo jest tu też łosoś wędzony). W składzie sałatki znalazła się szynka, karmelizowane jabłko w miodzie, camembert i świeża sałata polana sosem winegret. Oby dwa dania nam smakują, ewentualne zastrzeżenia mamy do pieczywa, które mogłoby być chrupkie, ale delektujemy się nimi w przepięknej aurze i romantycznej atmosferze.





Następnie wybieramy desery - szarlotkę z bitą śmietaną za 13,50 zł oraz sałatkę owocową z bitą śmietaną i lodami za 16,50 zł. Szarlotka jest pełna słodkich jabłek i cynamonu obok jest duża porcja domowej bitej śmietany i lodów. Porcja gigantyczna nawet dla smakosza szarlotek, jakim jest Paweł. Ja dostają wypchaną po brzegi owocami uroczą miseczkę w róże - są pomarańcze, jabłka, grejpfrut, banan, gruszka. Podoba mi się, że bitą śmietanę zaserwowano w oddzielnym pucharku, dzięki czemu sama decyduję, kiedy ją zajadam :). 







W między czasie Paweł popija latte macchiatto za 9,50 zł, a ja nie mogę zdecydować się długo na herbatkę, bo wybór jest spory i jakże oryginalny. W końcu decyduję się na herbatę brzoskwiniową z nagietkiem za 7 zł. 




Uważam, że Róże i Zen to punkt, który każdy powinien odwiedzić i dać się zaczarować. Jedzenie jest smaczne, ceny nie są wygórowane, obsługa młoda, a wrażenia niezapomniane. Przepiękne miejsce w Toruniu. 

W najbliższy weekend 4-5 października wybieram się do Łodzi by odwiedzić targi Natura Food, na których miałam okazję być w zeszłym roku i byłam zachwycona - zajrzyjcie do fotorelacji klik. Zachęcam Was do odwiedzenia targów, jeśli kochacie gotować, smakować i poznawać nowe produkty, w tym ekologiczne i regionalne. 

Dodatkowo oprócz możliwości zakupu wspaniałych produktów od ponad 200 wystawców (miodów, przetworów, musztard, mąk, przypraw, soków, czekolad, alkoholi, serów itd.) warto skorzystać z warsztatów dla dzieci, pokazów kulinarnych (m.in. Grzegorza Łapanowskiego) i warsztatów kulinarnych. 

Mam nadzieję, że większość z Was jest ze mną na fanpagu (klik) i wie, że spędziłam ostatnio cudowny weekend w Toruniu za sprawą mojego Ukochanego, który mnie wyjazdem bardzo zaskoczył. W związku z tym, że w czasie wyjazdu, 6 września Paweł miał urodziny wybraliśmy się na romantyczną kolację urodzinową do Restauracji Ciżemka, a kolacja ta zostanie zapamiętana przez nas na długo - dlaczego, przeczytajcie...  :).

Tak jak wspominałam w tym (klik) wpisie, mój blog został BLOGIEM PARTNERSKIM targów Natura Food odbywających się w Łodzi. VI Międzynarodowe Targi Żywności Ekologicznej i Tradycyjnej NATURA FOOD odbywały się w dniach 11.10-13.10.2013 w nowoczesnych wnętrzach Międzynarodowych Targów Łódzkich.  Jak widzicie na załączonym poniżej zdjęciu wydarzenie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem, po bilety do kasy kolejka sięgała aż za wnętrze budynku :)

My swoją podróż rozpoczęliśmy z samego rana w sobotę (pobudka o 3), by po 11 być już w Łodzi i prosto z dworca wybrać się na targi. Na miejscu dostaliśmy nasze wejściówki z akredytacją do wejścia także na równocześnie odbywające się II Targi Ekologicznego Stylu życia "Be ECO" oraz III Festiwal Kawy, Herbaty i Czekolady. Zostaliśmy oznaczeni, jako MEDIA :)
Kiedy postawiliśmy pierwsze kroki w głównej hali byliśmy już oczarowani ilością wystawców, a było ich około 300! W tym roku Krajem Partnerskim były Węgry, a na samych targach pojawiło się około 20 producentów węgierskich, gdzie można było zakupić np. węgierskie pikle, kiełbasy, warzywa, owoce czy wino. Główna hala podzielona była na strefę produktów ekologicznych certyfikowanych (75 stoisk), strefę produktów tradycyjnych (73) i strefę produktów naturalnych niecertyfikowanych (36). 


Na początku rozejrzeliśmy się po wszystkich stanowiskach przy okazji robiąc zdjęcia, a nie było łatwo, bo co chwilę ktoś wchodził w kadr :) Następnie degustowaliśmy, bo prawie na każdym stanowisku można było czegoś spróbować i prowadziliśmy rozmowy, wystawcy chętnie opowiadali o swoich produktach i pasji, udało mi się rozdać kilka wizytówek z myślą o dalszej, nowej współpracy. Świetnie było zobaczyć produkty, które miałam okazję testować na łamach bloga, jednak nikt po za jedną firmą (więcej dalej) nie zainteresował się nami, tak jakbyśmy tego chcieli ;) 

 
 Bardzo dużo wśród wystawców było producentów miodów, ogromny wybór zarówno wśród klasycznych miodów, jak lipowy, wielokwiatowy, gryczany, ale też dla mnie nowych jak np. biały rzepakowy (przepyszny) oraz miodów z dodatkiem owoców np. z pasieki Pucer akacjowy z wiśniami lub poziomkami. W związku z tym, że ja słoik miodu w tym roku już zakupiłam to Paweł zrobił zakupy, postawił na miód akacjowy oraz wysokogórski malinowy kupiony na stanowisku węgierskim, jednak na miodzie jest informacja o wyprodukowaniu w Rumuni - firma Szasz Ilyes.









Moją uwagę przykuwały przetwory w różnych kombinacjach, słodkie i wytrawne. Dżemy, ketchupy z cynamonem i miodem, musztarda z figami, chutneje z zielonych pomidorów. Ileż specjałów spróbowałam, a potem nie wiedziałam, co zakupić :) VITAPOL uraczył mnie właśnie pysznym ketchupem i konfiturą z pigwy, Paweł sfotografował w trakcie mojej degustacji syrop z jarzębiny i okropnie żałuję, że nie miałam okazji go spróbować :( PPHU Bojek miał świetne suszone pomidory i marynowaną dynię. 


 Wielu wystawców zadbało by produkty prezentowały się doskonale, wracamy do tradycji - to lubię :)

 Towary Niezwykłe były doceniane i chętnie degustowane przez odwiedzających, a mnie zaczarowały smakiem i zapomniałam zostawić wizytówkę ;)
 Luks Pomada przykuwało uwagę designerskimi słoiczkami, korzenny pomidor znajdzie na pewno rzeszę fanów, nam przypasował ostry zielony pomidor, który wcale nie był tak ostry jak nam powiedziano.



 Twój Ogród zrobił furorę konfiturą z mirabelki, a odkąd spróbowałam żałuję, że nie wysiliłam się w tym roku by pojechać gdzieś za miasto na zbiory.

Produkty węgierskie przykuwały oko ognistą czerwienią.


Po przejściu kilku kilometrów na hali nie mogliśmy znaleźć stoiska ETERNO, czyli firmy, której produkty miałam okazje testować (tu, tu, tu i tu) i która była sponsorem nagród konkursowych dla Was. Nie pomyśleliśmy by sprawdzić w katalogu numer stoiska i tak się kręciliśmy, a Pavcio się śmiał z jakim zacięciem chodziłam i pod nosem mówiłam "Nooo gdzie jest Eterno" :) W końcu udało się! :) Pełna radości podeszłam się przedstawić, ale wcześniej zostałam zdemaskowana, bo Pani właścicielka mnie poznała :)) Ależ to było miłe, że mogłam osobiście poznać ludzi, z którymi tak miło się współpracowało. Na stoisku same pyszności, w tym nowości np. smaczna figa z makiem. Dla rodziców zakupiłam chrzan z żurawiną, a Pavcio herbaciany król dokupił cytrynki z rumie z cynamonem. Stoisko pełne pyszności, bijącego ciepła i serdeczności, a do tego dostaliśmy podarunek za udaną współpracą - już niedługo testujemy nowe smaczki, truskawki w migdałach proszą się o zjedzenie :) Dziękujemy i pozdrawiamy :)




 Tyle emocji, a na stanowisku Eterno spotkałam jeszcze Dominikę razem z Narzeczonym z bloga Domi w kuchni, którzy to nas dostrzegli:) Cudownie było móc spotkać się na żywo, zamienić kilka słów, wymienić się uśmiechami, przekonać się, że jest taką ciepłą osobą, jaką wydawała mi się w trakcie rozmów na fb. Mam nadzieję, że szybko będzie okazja do następnego, dłuższego spotkania :) 
Te kilka godzin i ponad 5 godzinna podróż nas wykończyła, więc poszliśmy zrelaksować się do hotelu, a po południu zwiedzaliśmy Łódź. Następnego dnia ponownie wybraliśmy się targi licząc na szkolenie z czekolady, jednak prowadzący się rozchorował :( Więc znowu zrobiliśmy kilka rundek po stoiskach.
 Na targach miałam okazję zobaczyć sprzęt Thermomix, który wiele osób sobie chwali, a drugie tyle twierdzi, że nie jest dla nich. Stanowisko nie cieszyło się za dużym zainteresowaniem.
 Targi Natura Food obfitowały także w przeróżne napoje. Po raz pierwszy miałam okazję spróbować napojów słodzonych stewią i faktycznie są bardzo słodkie, ale mają też charakterystyczny posmak, który nie do końca mi pasuje.
Bardzo cieszyłam się z możliwości wypróbowania słynnej Fritz Coli i napojów John Lemon na bazie Yerba Mate. Lemoniada rabarbarowa świetnie orzeźwia, a Yerbata pobudza.




Obojgu nam bardzo zasmakował sok z brzozy firmy Oskoła, zostaliśmy jego fanami w wersji z owocami np. dziką różą, porzeczką, miętą czy cytryną.
Wśród stoisk z napojami znaleźliśmy jeszcze Bombillę, której niestety nie udało nam się spróbować.
 Na kilku stoiskach można było wypróbować naturalnych soków z jabłek, naszą uwagę przykuło stanowisko z jabłkami łąckimi.
Do kupienia były także produkty bezglutenowe, zarówno pieczywa, jak i słodkości, czy przekąski w postaci chrupek paprykowych w kształcie dinozaurów.



 Nie zabrakło także stoisk z serami, oczywiście jak zawsze były wszechobecne oscypki, tymi grillowanymi z żurawiną pożywiał się Pavcio, co jakiś czas :) Nowością były sery pokrojone kostkę, gotowe do koreczków, bardzo dobre w smaku. Nie zabrakło również naszej, regionalnej Kaszubskiej Kozy z serami kozimi, nie udało mi się przebić przez tłum, na szczęście, wiem, kiedy i gdzie u nas w Trójmieście te serki mogę kupić. Zainteresowanie budził wielki kawałek sera parmezan. Całkiem ciekawy smak miał delikatny ser jakby twarożkowy o smaku czekoladowym.









Pięknie pachniało przy stoisku z naturalnymi przyprawami, gdzie można było na miarki (mała, duża) dostać oprócz powszechnych przypraw także takie rzadziej spotykane jak np. trawa cytrynowa, cała gałka muszkatałowa, hyzop, czosnek niedźwiedzi.

Bardzo smakowite były tradycyjne Lody z Natury, zachwycił nas smak antonówka (doskonały!), ja jak zawsze wybrałam malinowy (pyszny), a lody miodowe zostały nagrodzone Złotym Medalem Natura Food.

W między czasie odbywały się różne pokazy kulinarne, trafiliśmy na poczęstunek z zapiekanki ziemniaczanej i gołąbka z sosem pomidorowym. Całość była bardzo słabo doprawiona.




Na innych stoiskach z żywnością znalazły się różnego rodzaju mięsiwa, kiełbasy, dziczyzna, okrasa z gęsi (pycha), kiełki (i kiełkowe obrazki), likiery, nalewki czy proziaki i pewnie mogłabym wymieniać tak bez końca.








 Wino z aronii było okropnie cierpkie, zdecydowanie mój sok i nalewka są lepsze :)

 Nasz, gdański motyw :)




Tak jak wspominałam na początku wpisu, równocześnie odbywał się Festiwal Kawy, Herbaty i Czekolady i to był najsłabszy punkt targów, właściciele nie byli  zainteresowani szczególnie odwiedzającymi, każde stoisko podobne, pokazy kawowe bez rewelacji. Oprócz różnych kaw i niewielu herbat znalazły się wyroby takie, jak kawa i migdały w czekoladzie, syropy do napojów.











Kolejną nowością dla nas była Afri Cola, czyli kultowa lemoniada o smaku coli, która zawiera wysoką dawkę kofeiny (25 mg w 100ml napoju).

Tylko na jednym stanowisku zainteresowano się, czy mamy ochoty napić się kawy. Wszech-Kawa ma mocny aromat orzechowym i postanowiła nas na nogi. A od słowa do słowa okazało się, że właściciel pochodzi z Gdańska :)

Wrócę jeszcze do czekolady, którą jednak znaleźliśmy w poprzedniej hali Natura Food. Manufaktura Czekolady miała piękne kawałki drewna z napisami, czekolady wyglądały pięknie, szkoda, że nie można było ich spróbować, tym bardziej, że cena 20 zł za jedną tabliczkę to bardzo dużo, a może degustacją przekonałoby się klientów.





Nasze zakupy:  
soki z brzozy, z żurawiną, dziką różą i miętą Oskola
cytrynki w rumie z cynamonem Eterno
chrzan z żurawiną Eterno
pakiecik konfiturek z Etrno
przyprawy: trawa cytrynowa, gałka muszkatałowa, pieprz ziołowy, czerwona czubryca, wanilia.
Gołka, bryndza, afri-cola, miód akacjowy, miód wysokogórski malinowy.
Jeszcze rzut oka na Press Room, który ratował nas szybką kawą, chwilą ciszy i wygodnym miejscem do odpoczynku.

Targi Natura Food to ogromne wydarzenia, na którym warto się pojawić. Ogromna hala wypełniona po brzegi stoiskami z przeróżnymi wystawcami, którzy oferują same pyszności zaskoczyła nas bardzo pozytywnie. Mam nadzieję, że z nowych kontaktów coś wyniknie, a że dotychczasowe zostaną utrzymane na podobnym poziomie :) To nie są targi, gdzie pojawiają się tylko produkty od Gospodyń Wiejskich, tutaj znajdziecie także młode przedsiębiorstwa i małe manufaktury spożywcze. Mam nadzieję, że za rok również będzie mi dane odwiedzić tak świetnie zorganizowane targi. 

Widok z okna hotelu Novotel na centrum Łodzi.
Kilka migawek: ul. Piotrkowska, gwiazdy na Piotrkowskiej, Manufaktura, różowo-żółta kamienica, Festiwal Move Light.






To był udany i smakowity weekend :)

ul. Woronicza 44
Warszawa

 Podczas mojej ostatniej wizyty w Warszawie postanowiłam odwiedzić jakiś punkt z solidnym jedzeniem, specjalnie trochę czasu przetrzymałam swój żołądek na głodzie, by móc zmieścić te słynne burgery. 
Wybrałyśmy w raz z moją warszawską połówką recenzującą lokale warszawskie punkt stacjonarny przy ul. Woronicza, ale Bobby Burger ma również swój punkt przy ul. Żurawiej oraz objazdową furgonetkę. Na Woronicza znajduje się mały lokal z kilkoma stolikami w środku, dobrze zaopatrzoną lodówką z napojami, sam wystrój jest całkiem fajny, jasno z nutką kolorów. Na zewnątrz stoi również kilka stolików, w tym leżaki.


 Na zamówienie czekało trochę zniecierpliwionych osób (ze względu na duże zamówienie na wynos), na szczęście bloger ma swoje względy i ograniczony czas w Warszawie, dlatego udało się nam złożyć zamówienie :) Wybrałyśmy miejsca w ogródku, do picia wybrałyśmy lemoniadę (6zł)- bardzo mocno cytrynowa, za co duży plus.
Z burgerów wybrałyśmy: Burger Miesiąca (lipcowy), a w tym czasie był to burger z dodatkiem grillowanego mango ze stopionym niebieskim serem pleśniowym podany z frytkami. Połączenie strzał w dziesiątkę, mięso wołowe, co było czuć, dobrze doprawione, bułka chrupiąca, świeża sałata, czerwona cebula, ogórek i pomidor, do tego sos lekko majonezowy i ketchup. Całość smakowała rewelacyjnie, chociaż nie mieściła się mi w rękach ani buzi :) Co miesiąc do wyboru mamy nowy rodzaj specjalnego burgera, aktualnie jest z grillowanym jabłkiem, kozim serem i rukolą, może się skusicie? :) Cena 20zł/z frytkami 24zł. Frytki musiałyśmy wziąć na wynos, bo nie dałyśmy rady zmieścić ich w brzuszkach, w smaku przypominały belgijskie. 
Podoba mi się forma serwowania, to dla mnie coś nowego. Obsługa jak najbardziej pozytywnie wypadła, uwijała się jak mogła by nakarmić wszystkich czekających. 

Jeśli chodzi o ceny to kształtują się podobnie, jak w innych burgerowniach, jednak uważam, że wciąż są trochę za wysokie. Cheeseburger, gdzie znajduje się 120 gramów mięsa kosztuje 13zł, z dodatkiem frytek to 17zł. Co ciekawe możemy zamówić tzw. double, czyli każdego hamburgera z podwójną ilością mięsa, klasyczny hamburger jest wtedy w cenie 16 zł. Następnym razem skuszę się chętnie na wersję z kurczakiem za 12 zł :) i będę przyglądać się burgerom miesiąca, bo propozycje są bardzo ciekawe.
Polecam na wielki głód oraz każdemu facetowi :)


ZAKOPANE
Restauracja Adamo 
 ul. Nowatorska 10 D
Wystarczy zejść na sam dół Krupówek i odbić w prawo :)


Niepozorne wejście skrywa ogromny lokal, naprawdę miejsca jest bardzo dużo, a dla dzieci urządzony jest kącik zabaw. Drewniane wnętrze idealnie wpasowuje się w klimat Zakopanego.
To miejsce, które pierwszego dnia poznaliśmy i każdego kolejnego chcieliśmy tam wrócić i pewnie gdyby nie to, że w godzinach obiadowych trzeba trochę dłużej poczekać na stolik to bylibyśmy codziennie :) Jedzenie dobre, w niewysokich cenach, każdy znajdzie w menu coś dla siebie, nawet wegetarianie :)

Po raz pierwszy (a ja po raz drugi potem) zamówiliśmy pizzę. Bardzo dobra, smaczne ciasto, dużo dodatków, ciągnący się ser, jedyny minus uginała się pod ciężarem składników :) Sosy też smaczne, ale dodatkowo płatne, jednak spora miseczka (widać w tle).
Pizza hawajska 30cm w cenie 14zł.

Zupy od 5-10 zł, wszystkie dobre - borowikowa pełna grzybów, krem z czosnku wypchany grzankami, cebulowa z wielką serową grzanką też całkiem dobra.



Porcje dla mnie bardzo duże, co widać po makaronach, które niekoniecznie najlepsze na świecie, ale zjadliwe. Na zdjęciach carbonara i lasagne (19zł).

Naleśniki z twarogiem i brzoskwinią - jak w domu :) plus za smaczną bitą śmietanę ( a nie zwykłą w spray'u)

Szarlotka z malinami - bardzo słodko ok. 13zł
 Bita śmietana 4zł :)

 Bar pod Smrekami
ul. Droga na Bystre 2a
zwykły bar mleczny z typowym wystrojem z PRL, ceny niskie, wybór w godzinach po południowych był niewielki


 pierogi z mięsem w cenie 13 zł - smaczne, domowe i spora porcja.

 Schronisko Górskie PTTK na Polanie Chochołowskiej
Za każdym razem, gdy jesteśmy w Zakopanem, to musimy przejść się przepiękną Doliną Chochołowską do schroniska, w którym gościł m.in. papież Jan Paweł II. W schronisku podają najlepszą szarlotkę na świecie, pełną jabłek, ze śmietanką i jagodami. Wracając szlakiem ma się fioletowe zęby :) 
Środek schroniska typowo górski, krzesła i stoliki drewniane, które uwielbiam.
(wybaczcie za zdjęcia, aparat zaparował)
Deser chochołowski w cenie chyba 10 zł. Przepyszny! Duży kawałek szarlotki, to lubię :)


 Schronisko na Kasprowym Wierchu 
najgorsza czekolada w moim życiu, jakby ktoś wymieszał zbyt dużą ilość wody z minimalną ilością kakao, ohyda w cenie 8 zł

Schronisko przy Morskim Oku
zawsze ciasno, nigdy nie ma wolnego stolika - nie przepadam za tym miejscem, ale kawa jest całkiem dobra w cenie ok. 10 zł
szarlotka chyba 12 zł, nie w moim stylu - jabłuszka jakby prosto ze słoika ze sklepu (mają specyficzny smak, za którym nie przepadam)


Pub/Amerykańska knajpka w Willi Belmont
Zamoyskiego 11a 
Miejsce oferuje amerykańskie dania z kurczaka, typu hot wings. Kubełek w cenie ok. 30zł. Smacznie i chyba nawet lepiej niż w kfc, super sosy. Do wyboru piersi, udka, skrzydełka. Wystrój harleyowy i amerykański. 

Cukiernia Coctail Bar Gabi
ul. Zamoyskiego 10a

najsłodsza kraina :)
zimą miejsce było wypełnione po brzegi, ścisk stolików i tłum ludzi to nic fajnego, ale ciastko można wziąć na wynos. Ogromny wybór ciast i deserów.
Postawiłam na ciasto snickers - obłędnie pyszne :) A cena tylko koło 5 zł za solidną porcję :)
 Pav kupił sobie czekoladę na ciepło (ok.10zł) i lody pistacjowe - pycha. Miejsce dołączy do moich ulubionych w Zakopanym :)
Następnego dnia na wynos wzięliśmy ciasto z kremem truskawkowym i galaretką (bardzo wilgotne, smaczne truskawki) i rafaello :) Wszystko w granicy 5-7 zł.


Oczywiście wszechobecny oscypek - w końcu się przekonałam, w końcu lubię :) Na ciepło najlepiej smakuje razem z żurawinką - 3zł.


 Wino grzane za piątaka na krupówkach jest świetnym rozwiązaniem zimą :)









Om nom nom cuda na patyku
(dawne lody na patyku)
Warszawa, ul. Lipowa 7a
Powiśle



 Odkąd dowiedziałam się o tym miejscu, postanowiłam, że muszę się tam wybrać. Jednak ciągle było mi tam nie po drodze jak byłam w Wawie, tym bardziej, że nie wiedziałam jak się tam dostać :) Aż w końcu moja kochana E. zabrała mnie do tego słodkiego miejsca :)
Kiedy wchodzisz od razu w oczy rzuca się lodówka z kolorowymi lodami. Było już chyba po 19stej a wybór lodów wciąż był spory i stanęłam przed dylematem jakiego wybrać.

Mały lód kosztuje 3 zł, duży 5 zł. Na początku wybierasz smak, potem polewę, a na końcu posypkę. I teraz masz wybór: wyjść na dwór, albo tak jak my wybrać się na pięterko (gdzie jest kawiarnia, do kupienia kawa, ciasto i coś mocniejszego). Na piętrze jest bardzo przestronnie i całkiem milutko, w sam raz na pogaduchy i robienie sobie tysiąca fotek :) 
 Przejdźmy do lodów: 
mój śmietankowy w czekoladowej polewie z pistacjami
E. wybrała czekoladowy z pistacjową polewą i pistacjami.

Konsystencja lodów jest jakby piankowa, w smaku bardzo słodka (dla mnie chyba aż za), polewa z dobrej czekolady. Dobre, ale bez szału. Ot lody w polewie i czekoladzie. Cena nie jest wysoka, więc można wpaść, spróbować i się zasłodzić :) Myślę, że dla dzieciaków to ogromna frajda skomponować sobie własnego loda na patyku :)