Dzwonek budzika wyłączam. Idę dalej spać. Budzę się nagle... I wiem, że już nie zdążę zjeść śniadania o 8.00. Dlatego jem po zajęciach, o 12...

Dzwonek budzika wyłączam. Idę dalej spać. Budzę się nagle... I wiem, że już nie zdążę zjeść śniadania o 8.00. Dlatego jem po zajęciach, o 12...
Pierwszy mroczny makijaż.
Pierwsza dynia.
Pierwsza nasza dyniowa twarz.
Chwila dla siebie. Chwila rozgrzania. Chwila delektowania się.
Kolorowe liście. Czarny płaszczyk. Bieszczadzka chusta. Żółta czapka. I Twoja dłoń rozgrzewająca moją. Jesienne spacerki. A potem na rozgrzanie czekolada...
-Zrobię deser. -Dobrze kochanie, tym razem ja będę tylko pomagać. -Nie no ja kupuję składniki, a Ty zrobisz (słodka minka). Owoce obierałam, kroiłam i lody nakładałam ja. Czekoladę starł i udekorował deser Pav. No cóż, tak to wygląda ;) Nasz wieczór był słodki.
Pierwszy mój kisiel.
Na ciepło był pyszny.
I taki aromatyczny.
Najlepiej się robi.
Gdy ma się pomocnika.
W postaci Ukochanego.
Gdy On ściera jabłka na tarce.
A Ty ugniatasz ciasto.
I potem ten zapach cynamonu w całym domu.
I wspomnienie naszych wspólnych Tatr.
Tak, cudownie było właśnie tam się zakochać...
Moje własne pierogi. Moimi rękoma zagniatane. Co tam, że koślawe. Ale się udało. Dzięki Gosiu ze przepis:*